Łączna liczba wyświetleń

środa, 21 grudnia 2011

Motocykle.... szukając ideału


Zaczynając moją przygodę z motocyklami nie wiedziałem,że będzie to ciągłe poszukiwanie czegoś nowego,czegoś lepszego,czegoś tak naprawdę do dziś niewiadomego.
Zaczynając swoją przygodę całkiem przypadkowo w roku 2007 od zakupu motocykla ,który poprostu "się trafił" nie miałem najmniejszego pojęcia o motocyklomanii- to wszystko dopiero się we mnie zaczynało a mówiąc więcej zapadła decyzja ,że można zacząc robic kurs prawa jazdy A.
Mój pierwszy motocykl Yamaha TDM 850 z roku 1995... Choc wyglądał jak na tamten czas bardzo ładnie i rzeczywiscie wyglądał wizualnie jak i technicznie bardzo dobrze nie miałem przyjemności sie nim nacieszyc za długo.Motocykl przezimował u mnie i trochę na wiosnę 2008 wyciągałem go by zapoznac sie z motocyklem.I po cichu zacząłęm stwierdzac ,że motocykl szczerze przerasta moje umiejętności - jest dośc wysoki,bardzo ciężki i jak na początek za mocny.
Przyszedł czas na zmiany... i nie tylko nazwy i modelu ale także klasy motocykla.

YAMAHA TDM 850 rok 1995




Następny motocykl również prawie całkiem przypadkowo nabyłęm od kolegi znajomego....
Jak mi powiedziano ..."gośc ma motocykl ,który większośc czasu stoi w garażu nie jeżdzony" i mimo ,że to motocykl z 1995 roku skusiłęm się - może troche niechętnie.
Wybór padł na Kawasaki Vulkan En 500 więc całkowita odmiana.
Motocykl stał w Warszawie u gościa w garażu całkiem zakurzony,wygladał na długo nie używany i aż było żal patrzec.Okurzony z lekko wgniecionym zbiornikiem.....nie zachęcał do zakupu.
Jednak krótka rozmowa z włascicielem przekonałą mnie ,że warto.... ponieważ motocykl został sprowadzony przez tego człowieka z USA i był tu w Polsce mało jeżdzony( udało mi się w 2008 roku nabyc motocykl na czarnych blachach rejestracyjnych) z przebiegiem 4750 mil.
Przebieg okazał się oryginalny potwierdzony w serwisie autoryzowanym....
Wiedziałęm już że trafiłem "lalkę".

KAWASAKI EN 500 rok 1995




Cieszyłęm sie tym motocyklem sezon letni wprawiając się na nim do jazdy i ucząc się motocyklomanii.
Następny sezon zacząłęm znów z nowym motocyklem dzięki któremu mogłem poznawac róznice między maszynami.
Może motocykl nie był zbyt wymagający jednak drugi sezon był tak naprawdę dalszą częscią nauki ,dalszą częscią poszukiwania czegoś poprostu dla mnie najlepszego.
Wybór padł na motocykl znów w innej klasie i o innym temperamencie.
Suzuki GSX 600 F  rocznik 2000
 
SUZUKI GSX 600F rok 1999
 



Podróże - ucieczka od codzienności?



 


Nie zastanawiasz się czasem nad życiem?Nad jego sensem?Nie myślisz ,że jutrzejszy dzień przyniesie znów to samo?Nie zastanawiasz się ,że człowiek żyje jak  koń w kieracie w swej szarej codzienności?
Warto dlatego czasem uwolnić siebie ,swoje mysli ,swoje marzenia , pragnienia i powiedzieć DOŚĆ!!! Jutrzejszy dzień będzie inny!!! Siadam i ruszam gdzie oczy mnie poniosą.Tylko po to ,by dzień spędzić właśnie inaczej ...... by poczuć ,że życie jest piękne.I by dotarły do nas słowa ,które śpiewał Rysiek Riedel - " W ŻYCIU PIĘKNE SĄ TYLKO CHWILE ". I właśnie dla takich chwil warto żyć i znosić trudy dnia codziennego.

poniedziałek, 7 marca 2011

Bieszczady motocyklem - czyli sprawdzona traska z Lublina do Cisnej 2009 rok

Zaczęło się jak zwykle wielkim spontanem....wieczorne piwo na deptaku Lubelskim z moim przyjacielem w wiosenno-letni dzień i od słowa do słowa padł temat wyjazdu porannego w bieszczady....do Cisnej na .........pierogi.
Motocyklomaniacy wiedzą ,że długo zachęcać czy namawiac nas nie trzeba wiec...słowo powiedziane to znaczy  zrobione.
Dzień nastepny zaczeliśmy wcześnie ok 6,00 słoneczko stało juz wysoko , po  przeglądzie naszych motocykli ,spakowaniu sie ruszyliśmy w drogę.
Kierunek Kraśnik,Nisko,Rzeszów,Cisna- Rzeszów,Nisko,Kraśnik,Lublin.
Trasa przebiegała bez najmniejszych nieoczekiwanych przygód czy problemów.

Przerwa w drodze...
Gdzieś w bieszczadach

Z kilkoma postojami gdzieś w przygodnych miejscach -chwila rekreacji,relaksu dla ciała i pocieszenia oka widokami zwłaszcza juz w bieszczadach, dotarliśmy około południa do celu celu naszej podróży- CISNEJ.
Tu wizyta w jakże pieknie i stylowo urządzonej restauracji rodem z bieszczad SIEKIEREZADZIE (polecam wszystkim to miejsce na posiłek- i nie tylko dlatego że dobrze,dużo i nawet nie drogo ,ale taaa atmosfera i sympatyczny barman).

Później już tylko wytrzeć pyski po jedzeniu i ..... powrót.
Przed startem kilka zamienionych słów z cyklistami przybyłymi właśnie na posiłek gdzieś podobnie jak i my z innego zakątka kraju i w drogę.
Podobnie jak i rano podróż bez problemów,noo może prawie bez problemów.
Pogoda zaczęła się psuć i niestety dojeżdzając do Niska ciemna..wręcz granatowa wstrętna chmura wisiała nad drogą i chciał -niechciał coś musiało z tego być.I stało się!!! Trochę nam na przekór ponieważ nie było najmniejszej wiaty przystankowej i czegokolwiek by się schować a oczywiście wcześniej myśląc ,że może się uda przeskoczyć nie zakładaliśmy naszych przeciwdeszczówek.
Dopiero mocno zmoczeni ...chyba do przysłowiowej ostatniej nitki znaleźliśmy miejsce by przeczekać burzę.... a miejsce ,to mały sklepik po lewej stronie jakieś 300 m przed wjazdem na wiadukt przed Niskiem (jadąc od strony Rzeszowa)... tu rozmowy motocyklowe z "tubylcami"z pod sklepu i po ustaniu deszczu po ok 20-30 min dalej w drogę.
Do Lublina dotarliśmy ok 21 godziny ,przemoczeni,zmarznięci bo nasze przeciwdeszczówki .... przez naszą powściągliwość nie przydały się.
Jednak podróż tą mimo upływu już długiego czasu do dziś wspominam bardzo miło i uważam za jedną z bardziej zwariowanych ,szalonych i cudownych.
Przejechaliśmy od rana tj. 6.30 do 21.00 z postojami i przerwą na pierogi w Siekierezadzie + -  750 km i mimo zmęcznia dzień minął tak jak chcieliśmy.Super.