Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 7 marca 2011

Bieszczady motocyklem - czyli sprawdzona traska z Lublina do Cisnej 2009 rok

Zaczęło się jak zwykle wielkim spontanem....wieczorne piwo na deptaku Lubelskim z moim przyjacielem w wiosenno-letni dzień i od słowa do słowa padł temat wyjazdu porannego w bieszczady....do Cisnej na .........pierogi.
Motocyklomaniacy wiedzą ,że długo zachęcać czy namawiac nas nie trzeba wiec...słowo powiedziane to znaczy  zrobione.
Dzień nastepny zaczeliśmy wcześnie ok 6,00 słoneczko stało juz wysoko , po  przeglądzie naszych motocykli ,spakowaniu sie ruszyliśmy w drogę.
Kierunek Kraśnik,Nisko,Rzeszów,Cisna- Rzeszów,Nisko,Kraśnik,Lublin.
Trasa przebiegała bez najmniejszych nieoczekiwanych przygód czy problemów.

Przerwa w drodze...
Gdzieś w bieszczadach

Z kilkoma postojami gdzieś w przygodnych miejscach -chwila rekreacji,relaksu dla ciała i pocieszenia oka widokami zwłaszcza juz w bieszczadach, dotarliśmy około południa do celu celu naszej podróży- CISNEJ.
Tu wizyta w jakże pieknie i stylowo urządzonej restauracji rodem z bieszczad SIEKIEREZADZIE (polecam wszystkim to miejsce na posiłek- i nie tylko dlatego że dobrze,dużo i nawet nie drogo ,ale taaa atmosfera i sympatyczny barman).

Później już tylko wytrzeć pyski po jedzeniu i ..... powrót.
Przed startem kilka zamienionych słów z cyklistami przybyłymi właśnie na posiłek gdzieś podobnie jak i my z innego zakątka kraju i w drogę.
Podobnie jak i rano podróż bez problemów,noo może prawie bez problemów.
Pogoda zaczęła się psuć i niestety dojeżdzając do Niska ciemna..wręcz granatowa wstrętna chmura wisiała nad drogą i chciał -niechciał coś musiało z tego być.I stało się!!! Trochę nam na przekór ponieważ nie było najmniejszej wiaty przystankowej i czegokolwiek by się schować a oczywiście wcześniej myśląc ,że może się uda przeskoczyć nie zakładaliśmy naszych przeciwdeszczówek.
Dopiero mocno zmoczeni ...chyba do przysłowiowej ostatniej nitki znaleźliśmy miejsce by przeczekać burzę.... a miejsce ,to mały sklepik po lewej stronie jakieś 300 m przed wjazdem na wiadukt przed Niskiem (jadąc od strony Rzeszowa)... tu rozmowy motocyklowe z "tubylcami"z pod sklepu i po ustaniu deszczu po ok 20-30 min dalej w drogę.
Do Lublina dotarliśmy ok 21 godziny ,przemoczeni,zmarznięci bo nasze przeciwdeszczówki .... przez naszą powściągliwość nie przydały się.
Jednak podróż tą mimo upływu już długiego czasu do dziś wspominam bardzo miło i uważam za jedną z bardziej zwariowanych ,szalonych i cudownych.
Przejechaliśmy od rana tj. 6.30 do 21.00 z postojami i przerwą na pierogi w Siekierezadzie + -  750 km i mimo zmęcznia dzień minął tak jak chcieliśmy.Super.