Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 18 lutego 2014

NOWY SEZON MOTOCYKLOWY 2014

Chciał nie chciał....sezon motocyklowy zbliża się wielkimi krokami. I dobrze , bo dość już ma człowiek kiszenia się w czterech ścianach domu gdy na dworze zimno, dość już nakładania na siebie tony ubrań by nie zamarznąć- choć i tak zima 2013/2014 jest łaskawa.
Najważniejsze jest jednak to ,że sezon motocyklowy 2014 przybliża się wielkimi krokami i znów siądzie się na maszynę i popędzi gdzieś na bieszczadzkie serpentyny, górskie drogi Tatr i najpewniej by zobaczyć przepiękne widoki Karpat Rumuńskich.

Czas pokaże .... na razie w planach na początek RUMUNIA i znów GÓRY FOGARAS  przełom maja i czerwca.
http://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3ry_Fogaraskie   - jedziemy tu.
Plik:Gory.Fogaraskie.jpg


Luty .2014


Wstępna decyzja ,którą podjeliśmy wspólnie z moimi przyjaciółmi została podjęta i termin został ustalony na przełom maja i czerwca.
Wyjazd 4 dniowy , do przejechania 2250 km , 4 noclegi , trasa Transfogaraska i Transalpina .Po drodze zobaczymy Kosice, Zamek Drakuli w Poienari ,Hajduszoboszlo. Co jeszcze ? Czas pokaże.

Teraz zostało przygotować motocykle ,siebie i portfele na dzień wyjazdu. Choć wg. naszych wyliczeń drogo nie będzie.
Gotowość swoją do wyjazdu zadeklarowało już 6 osób ,a noclegi zarezerowowane dla 10 osób... i mam nadzieję ,że frekwencja dopisze..... w końcu mamy dopiero prawie marzec a już jest 6 osób pewnych do wyjazdu..

Ten wyjazd to taki prezent urodzinowy dla mnie ..... który oczywiscie robię sobie sam.... a urodziny zacne..bo 40- ste.

Noclegi zarezerwowane tu :



i tu :


i na koniec tu :


Warunki więc jak widać znośne.... i dość tanie .


WIĘCEJ NA TEN TEMAT BLIŻEJ WYJAZDU. MAM NADZIEJĘ ,ŻE DOJDZE DO SKUTKU.


I choć dopisek ten piszę 10 miesięcy po zrealizowanym projekcie wyjazdowym do Rumunii to jednak chcę się podzielić informacjami z wyjazdu...bo myslę ,że warto...może ktoś wykorzysta coś z naszego wyjazdu by udoskonalić swój plan wyjazdu w rejony ,którę są już za nami niestety. Jednak na 100 % tam wrócę..bo jest rzeczywiscie pięknie.

Wyjazd zrealizowaliśmy w sierpniu w grupie o której nawet nie myślałem ,ponieważ początkowo miało nas być 6 osób a zrobiło się 16.
Większość grupy była z Lublina a część składu z odleglejszych miast z Polski.
Punktem zbornym był Iwonicz Zdrój dokąd wszyscy przyjechaliśmy na nocleg przed porannym ruszeniem w drogę.
Do noclegów dojechałem ostatni ze względu na późną porę wyjazdu z domu - większość grupy ruszyła rano i na wieczór gdy dojechałem wszyscy byli już "zadowoleni ".
Nocleg nasz zarezerwowany był na prywatnej kwaterze....której koszt był ok 35
 zł za osobę.

Pokoje Gościnne Szuber w Iwoniczu Zdrój.


Rano ok 7 spotkanie na stacji paliw w Iwoniczu i stąd już wszyscy razem do granicy w Barwinku. 
Miało być wszystko szybko...ale jak to bywa tu papierosek,tam herbatka,tu Vinietka ,tam wymiana w Kantorze i ruszylismy z granicy w kierunku Preszowa ok 9 ( godzina uciekła na granicy ).
Dalej przez Preszów,Kosice,Miscolc,Debreczyn,Oradea,Kluź Napoka, Sebes dotarliśmy do Sibiu na nocleg. 
Trasa ciagnęła się dość długo i nie ze względu na złe drogi ale na brak organizacji.Każdy jechał dokąd nie zapaliła się rezerwa i postoje na stacjach były częste ponieważ jeden mógł przejechać na zbiorniku tylko 220 km a inny 350 km i zamiast tankować się wszyscy na jednej stacji i przelatywać te 200 km to stawalismy co 50 km...bo ciągle ktoś zostawał nie dotankowany. 
No jest to jakaś nauczka na przyszłe wyjazdy, Jak to mówią podróże kształcą. 

Tak więc trasa miała długość ok 770 km i trwała 13 godzin.
Tuż przed samym Sebesem śmieszna sytuacja...ponieważ prowadząc całą grupę wjechałem na rondo (a że rondo było takim nasypem - kopcem , nie widziałem co jest za nim i gdzie są zjazdy... )dojeżdzając na łuku ronda widzę pierwszą literkę na tablicy informacyjnej zjazd na S... i tu skręt lekki do zjazdu ale doczytałem S..EBES...więc odbiłem i na nastepnym zjeżdzie 50 m dalej zjechałem z ronda na SIBIU...ale patrzę w lusterko jedno swiatło z 16 za mną...(był późny wieczór ok 21) ,spoglądam na zjazd na SEBES a tam piękna kawalkada świateł....brum brum brum.....
I tu się pogubilismy... jednak szybki sms do zaufanego kolegi który też sie zgubił z informacją ,że do noclegów 50 km i my jedziemy z kolegą który pojechał ze mną a reszta musi dotrzeć na adres....hotelu i już.
Po dojechaniu do hotelu ja i kolega ok 40 minut czekaliśmy na resztę kawalkady...i dzięki Bogu sie doczekalismy....
Wszystko zakończyło się bezpiecznie i szczesliwie...choć miny mieli grymaśne...jednak piwko w hotelu rozluźniło atmosferę.
Hotel bardzo dobry..ze śniadaniem,parking monitorowany koszt noclegu ok 70 zł w pokojach dwuosobowcyh. 
http://www.hotel-class.ro/

Następnego dnia rano śniadanko o 8 i ruszylismy z Sibiu w kierunku Carta gdzie jest wjazd na trasę Trasnfogaraską.
Wiadomo piekne widoki,przełęcze,zjazdy,tunele i podjazdy....spokojnym tempem przejechaliśmy traskę i skierowalismy się do Curtea de Arges i Horezu. Tu w okolicy późny obiad w przydrożnym barze z przesympatycznym Jankiem Muzykantem...człowiekiem orkierstą...co przygrywał nam na instrumentach ludowe rumuśnkie przyśpiewki... było bardzo sympatycznie.
Dalej po obiedzie skierowalismy się na Novaci,do którego dojechaliśmy juz o zmierzchu. Tu sie okazało ,że brakuje trzech kolegów...jednemu 20 km wczesniej nawalił moto. Drobna usterka w BMW ale 1000 km od domu ta drobna usterka robi wrażenie ...trochę większej. 
Całość grupy po zrobieniu zakupów w Novaci w sklepie spożywczym już po ciemku poprowadziłęm do noclegów które oddalone mieliśmy o ok 15 km w miejscowosci RANCA w Pension Haiducilor.
Grupa po zameldowaniu się została w hotelu a ja z 2 kolegami ruszylismy w ciemnosciach do naszych pozostajacych w tyle 3 kolegów. ..Jednak jadąc na sąsiednim zboczu w ciemnościach zobaczylismy wynurzjące sie z ciemności 3 światła jednośladów...pomyślałem...to juz dobrze.

Po powrocie do hotelu juz w 6 ciu... cześć gruoy zaczeła wieczorną posiadówkę przy Adasiowym trunku...i browarze...a kilku kolegów rozbierało uszkodzony moto.
Awaria jaka nas spotkała to uszkodzony -pękł zawór zwrotny pod zbiornikiem i lało się paliwo... zbiornik wystarczał na jakieś 100 km. gdzie wcześniej na 300 km.
Póżnym wieczorem poszliśmy spać...jedni ciszej inni głośniej w podskokach po stalowych schodach...gdzie wydawało się ,że budynek sie wali...hihi..ale Pani z obsługi coś tam ryknęła z dołu i już było tylko krótkie...."am sorry".

Rano z bolącymi głowami siedliśmy na motocykle ...i ze wzgledu na brak stacji paliw na Transalpinie wróćiliśmy do Novaci... pięknymi połoninami..zakrętami....na stacje paliw...w której..tankując kolejny motocykl - ale nie ostatni...wypiliśmy wszystkie paliwo z dystrybutora...i nie wystarczyło dla wszystkich...musieli jechać jeszcze kawałek by zatankować na drugiej stacji....
Stacja paliw śmieszna ....dystrybutor w ścianie ..zamykany drzwiami na klucz.

Ruszyliśmy... po spotkaniu na górze na ogromnym parkingu z widokiem na góry i Rancę...zrobiliśmy zakupy pamiątek w parkingowych marketach...- budki z pamiątkami...i ruszyliśmy na podbój Transalpiny. 
Asfalt idealny.... równo ,choć bez zabezpieczeń na zakrętach i trzeba uważać...trasa mijała szybko. Pod koniec trasy były odcinki gdzie asfalt sie kończył i kupa kurzu z drogi nie utwardzonej ale przygotowanej pod nowy asfalt.... jakieś kamieniołomy, jeziora.... piękne widoki. Osobiscie uważam ,że Transalpina bije na głowę Transfogarasan.
Dojechaliśmy do Sebes... gdzie dwa dni wczesniej się zgubiliśmy na autostradzie... i ruszylismy w kierunku ORADEA .
W zwiazku z tym ,że po drodze znów trzeba było zatrzymać się i uszczelniać motocykl co zajeło ok 2-3 godzin -?( częsci drobne i cokolwiek było potrzebne jakieś klucze i inne ,dowoził nam Rumun swoim BMW starszy facet ...ale bardzo przyjazny zresztą jak całą Rumunia), część grupy zebrałą się wcześniej i pojechała na umówione noclegi oddalone o 300 km w Hajduszoboszlo. 

Do granicy z Węgrami dojechaliśmy ok 20,30 ,zaczeło padać.... ostatnie 50 km jechaliśmy w deszczu i po dojechaniu na Hajduszoboszlo..rozdzieliliśmy się na grupy i każda pojechała na swój nocleg... noclegi były zarezerwowane w 4 miejscach...
Wiekszość ludzi zadowolona z noclegów ale jedna grupa niestety....
Noclegi rezerwowałem przez BOOKING.COM i stojąc na granicy Rumuńsko -Węgierskiej o 20,30 zadzwoniła do mnie kobieta z pytaniem czy będziemy..odpowiedziałem ,że oczywiście jednak mamy problem  z motocyklem i się spóźnimy - odpowiedziała ..." OK, WIR WARTEN ". Po dojechaniu na miejsce okazało się ,że z Wir warten zostało chyba nicht warten, ponieważ kobieta powiedziała ,że nasze noclegi są juz zajęte i poleca nam nocleg w innym miejscu...ze względu na późną porę ok 22 i padający deszcz...koledzy wzieli to co było...i nie dość że apartament słaby...to w nocy jakiś (pomimo tego że włascicielka mówiła że będą sami ) gość w starych przepierdzianych gaciach chodził po kuchni....wiec sami nie byli...trochę jak w horrorze.

Ranek przyszedł szybko .Z Hajduszoboszlo... każda grupa z noclegów ruszałą do Polski już sama... ze wzgledu ,że był to ostatni dzień ..jedni chcieli być szybciej w domach..inni chcieli pospać...
W każdym razie ja i moja grupa ruszyliśmy we 4 ok 10 godziny.

Po drodze przez Debrecen,Miscolc,spotkaliśmy część grupy ...i w Preszowie rozstaliśmy się z kilkoma kolegami którzy pognali jeszcze na Słowację w wysokie Tatry pod Poprad.

Przez 4 dni przejechaliśmy ok 2500 km ,grupą 16 osób na 13 -tu motocyklach. Jedna awaria -bezawaryjnego BMW nie popsuła nam humorów a dziś jest co wspominać....
Koszty noclegów - czterech. 1 w Polsce ,2 w Rumunii , 1 w Hajduszoboszlo - nie przekroczyły 270 zł polskich za osobę. 

Wyjazd bardzo udany, pewnie ...... nie raz tam się jeszcze wróci.....w każdym razie polecam osobom lubiącym ostre zakręty,strome podjazdy i zjazdy, drogi różnej jakości,przepiękne widoki , i podróż w.......... nieznane...